piątek, 13 marca 2015

Subiektywnie

Małe miasto ogranicza. Jest to mój pogląd subiektywny. Odczuwam takie przytłoczenie już od pewnego czasu i coraz gorzej mi z tym. Nie narzekam tu na swoje relacje z innymi, bo znajomych i przyjaciół sam sobie wybieram. Buduję z nimi więzi na zasadzie wzajemnych zainteresowań w zaufaniu i prawdzie. Gdy wkrada się tam jakiś fałsz, tracę do takiej komitywy serce i odchodzę.
Miasto w swoich urządzeniach też jest dobre do życia. Owszem, ciężko jest się o chodnik doprosić. Źle czuję się w pobliżu rowu, który idzie przez moje osiedle, a zbiera wody z pól od Łęgu Tarnowskiego i Niedomic. Gdy do niego podłączono jeszcze wody opadowe z dachu i placu Galerii Żabno, już nie wiem co myśleć, komu ufać. Bezpieczeństwo przed następną powodzią oddala się tak, jak oddala się budowa przepompowni na stawie za domami ulicy Tarnowskiej od strony cegielni i przepompowni na końcu ulicy Św. Jana. 
Rozumiem, że są opóźnienia i można je racjonalnie wytłumaczyć, że brak pieniędzy, że trudności obiektywne i procedury. Wiem też, że nie wszystko od Urzędu Gminy zależy, choćby chęci mieli najlepsze. Miasto się zmienia, pięknieje. Na  razie dzieje się to w centrum, wokół szkół, ale mam nadzieję, że przyjdzie kiedyś na osiedla.
Ogranicza mnie to miasto swoją mentalnością, która nakazuje trzymać się utartych szlaków. Kto wychodzi poza nie, jest już inny. Brak w nim miejsca na coś śmiałego, wykraczającego poza poglądy wspólne.
Wolność jest w nas – to słowa błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. Więc czego się obawiam? Jestem przecież wolnym człowiekiem, mogę się wypowiadać i realizować na każdym polu, jeżeli tylko mam ku temu potencjał. 
Otóż nie. Ogranicza mnie małomiasteczkowość większości mieszkańców. Oni każdy indywidualizm z definicji odrzucają. Inny nie ma prawa bytu w społeczeństwie, gdzie zachowania zbiorowe są pożądane. Choć tego nie chcę i bronię się przed tym, otoczenie warunkuje moje postępowanie. Już ponad dwa lata temu napisałem wiersz, który oddaje moje rozterki w tym względzie.  

Jak z mysiej nory na świat patrzę
Strzęp nieba błyśnie, chmura zatrze
Gwiazdę, co dała mi olśnienie
I łap za nogi, i na ziemię.

Infrastruktura mego miasta 
Kolczastym jeżem we mnie wrasta
Chyłkiem przebiegam tuż pod ścianą
Schowany za podwójną gardą.

Świat składam z własnych wyobrażeń 
Codziennych spraw, świątecznych marzeń
Ograniczony własnym cieniem
Wciąż gubię czas swój i przestrzenie.

Dopada mnie myśl, że nie warto pokazywać swojego poczucia niezależności i odrębności w poglądach, mówić głośno swojego zdania. W większym mieście jest łatwiej być kreatywnym, tworzyć coś nowego, inicjować. 
Ktoś powie z przekąsem:
- O, twórca się znalazł.
Nie tylko mnie to dotyczy. To samo może powiedzieć na przykład architekt. Tutaj nie zaprojektuje nic wielkiego, utonie w drobnicy, przeróbkach, jednorodzinnych domkach z katalogu.
Brałem ostatnio udział w zebraniu sprawozdawczo-wyborczym. W przedstawionym sprawozdaniu wszystko dobrze. Nie było dyskusji nad sprawozdaniem Zarządu Rady ani nikt nie zapytał, co się nie udało i dlaczego? Tak jakoś obecni przeszli nieświadomie nad tym punktem porządku zebrania. Potem odbyły się wybory.
Wszystkie demokratyczne procedury zostały zachowane. Zdziwiła mnie tylko wielka obecność ludzi młodych. Ucieszyłem się, że rośnie nam aktywność społeczna. Ale  już po chwili okazało się, że to jakby jedna opcja, jakaś korporacja. Szli do głosowania z kartkami, na których mieli wypisane na kogo oddać głos.
Ustawka. Gratuluję samodzielnego myślenia tym, którzy dali się tak poprowadzić. Nie ma to jak zachowania stadne. Można nimi po machiavelliszowsku manipulować.
I gdzie tu jest miejsce na twórczy indywidualny i niezależny pogląd? Przypomina mi się strofa wiersza Włodzimierza Majakowskiego – tragicznego wieszcza dawnego systemu
„…Jednostka bzdurą, jednostka zerem…” 
- Wyjedź chłopie do większego miasta! - ktoś powie, gdy to przeczyta.
Już dużo wyjechało. Ja zostaję. Nie ten wiek. Za bardzo wrosłem w to miejsce. Jest dla mnie ważne. Gdyby było mi obojętne, nie odezwałbym się ani słowem. Z tego miejsca czerpię czasem natchnienie i inspirację. 

Już czas najwyższy otworzyć się na nowe, bardziej kreatywne myślenie. Czas zmienić mentalność. To nieprawda, że jesteśmy skazani na lokalność i powielanie. I w takich miejscach, jak nasze, może urodzić się coś wielkiego. Dajmy tylko temu szanse. Małe miasteczka już nie mają granic, rozrastają się poprzez komórkowe telefony, internetowe łącza, dostęp do autostrad. Granice są w nas. Nie bójmy się ich przekraczać.

Dzień żołnierzy wyklętych

Dzień Żołnierzy Wyklętych. Już po raz piaty w kraju, a w Niecieczy też kolejny raz obchodzony był uroczyście. Przypomniano zasługi, działalność i sylwetkę Juliana Prażucha ps. „Świt” z Niecieczy, oddanego sprawie ojczystej. (Dużo informacji o nim podaje Maria Żychowska na stronie www.tarnowiny.info/zychowsk.htm)                  
Z tej okazji tamtejszy teatr amatorski pod kierownictwem Pani Marii Witkowskiej zaprezentował publiczności sztukę Jerzego Brauna pod tytułem „Europa”. Autor urodzony w Dąbrowie Tarnowskiej, pisarz, działacz społeczny i polityczny. Był więziony za działalność niepodległościową przez władze stalinowskie. Przesiedział w więzieniu od grudnia 1948 roku do października 1956 roku.
 Pierwsza scena przedstawienia napisana przez realizatorkę pokazuje nam autora w więziennej celi. Odpowiada nam na pytanie czym jest wolność, jaka była za nią w tamtym ustroju cena. A treść właściwej sztuki też daje do myślenia, mimo iż była pisana z perspektywy lat trzydziestych i autorowi marzyła się idea europejskiego unionizmu. Teraz, gdy do wspólnoty już należymy, widać że poszczególne kraje mają różną optykę na zagrożenia ze wschodu, politykę energetyczną i jeszcze kilka innych kwestii. Idee sobie, a interesy sobie. Myślę, że autor, gdyby żył, miałby wiele zastrzeżeń do takiej Unii. Ale dobrze, że jest. Trzeba ją reformować i ulepszać.                                      
Sama sztuka zagrana była bardzo dobrze. Podobała mi się epizodyczna rola Pana Jana Wójcika. Talentem scenicznym zabłysła również Pani Katarzyna Miękina. 

Dołożona końcowa scena przypominająca grzechy chłopskiej rabacji, choć może nie współgra z głównym tematem utworu, w wykonaniu Pana Jana Sanka, porusza. Mówi nam dobitnie prawdę o nas samych.  Gratuluję zespołowi. Warto było przyjść. Z obejrzanych przeze mnie przedstawień teatru z Niecieczy, to było moim zdaniem najlepsze. Bardzo dobry zamysł kompozycyjny. Podziękowania i gratulacje dla Pani Marii Witkowskiej za chwile refleksji i wzruszeń.

Oddolna inicjatywa

Dawno nic nie pisałem na moją stronę internetową. Doszło kilka spraw, które we mnie siedzą i muszę się nimi z kimś podzielić.


Ponad dwa tygodnie temu spytałem swojego znajomego czy widział ten ażurowy krzyż zamontowany niedawno na cokole zwieńczającym szczyt kurhanu i ile trwała cała procedura od pomysłu do realizacji? Spytałem też o szacunek kosztów.
Pomyślał, coś tam w głowie kalkulował, przeliczał urzędniczą mitręgę i powiedział:
- Pół roku.
- A koszty? – dopytałem.
- Z półtora tysiąca – ocenił.
Znajomy, to ekonomista, który urzędnicze procedury zna, koszty też dobrze liczy, to znaczy tak, jak liczy się przy wydawaniu nie swoich pieniędzy.
Żeby go zaskoczyć, nie powiedziałem, że się myli, tylko od razu z satysfakcją z mojej strony:
- Sześć dni. 
 I patrzę na niego. On oczy zrobił, jakby babę z brodą zobaczył, albo jeszcze większą osobliwość. To ja żeby go dobić, dodałem:
- 206 złotych to kosztowało.
Już nic nie wyrzekł, oczy przewalił, skulił się w sobie i tylko jęknął:
- Jak?
Zacząłem opowiadać:
- W poniedziałek mój kolega  przechodził obok kurhanu, bo tam mu z miasta do domu najbliżej i pomyślał, że już tyle lat cokół z krzyża ogołocony, warto by go tam przywrócić. Był przecież przed laty, o czym jeszcze ojciec mu opowiadał.
Znalazł na internetowej aukcji allegro żeliwny ażurowy krzyż bez wizerunku, co ważne, gdyż sam krzyż może stać na grobie, w którym nie mamy pewności, kto został pochowany, choćby nawet innowiercy. 
Za trzy dni przyszła przesyłka. 206 złotych zapłacił ofiarodawca, któremu kolega się zwierzył ze swojej inicjatywy. Nazwisk  nie podaję, gdyż może sobie tego nie życzą, a znając ich, wiem, że zrobili to pro publico bono.
W dniu kolejnym kolega z sąsiadem zamontowali pręt do odlewu krzyża. W szóstym dniu osadzili krzyż na cokole.

Proszę, jak ważna jest inicjatywa społeczna, nawet taka, która wychodzi od pojedynczego człowieka. Jak skraca urzędnicze procedury, a jaka tania. Nie trzeba było zamówień, ekspertyz, nadzorów. Nie muszą się radni silić na interpelacje, zwoływać komisji i głosować uchwał. Na tym polega wolność obywatelska i czucie się gospodarzem tej ziemi.